Zapychające substancje w kosmetykach, których trzeba unikać! Czy Twój krem powoduje zaskórniki?
"Mam na nosie takie czarne kropki i przez nie tracę poczucie bycia osobą szlachetną, kochaną, piękną i odnoszącą sukcesy"
Taką skargę słyszę najczęściej, gdy diagnozuję pacjentów podczas konsultacji kosmetologicznych. Nic w tym dziwnego, bo (uwaga banał) żyjemy w epoce wszechobecnego fotoszopa i upiększających filtrów instagramowo-snapczatowych, które nadają skórze nieskazitelny, nierealistyczny wygląd.
Ludzie próbują szukać w swoim otoczeniu czynników, które powodują zanieczyszczanie cery, żeby w miarę możliwości ich unikać. Kosmetyki zmieniamy dość często, tak samo dynamicznie zmienia się stan naszej skóry. Nic dziwnego, że powstała hipoteza o "zapychających" produktach pielęgnacyjnych. Wszystko było dobrze, aż tu nagle zmieniamy krem i dzieje się wielka tragedia, następnego dnia zauważamy nowych nieprzyjaciół na naszej skórze.
Plot twist: kosmetyk był oznaczony jako niekomedogenny (czyli "niezatykający", niepowodujący powstawania zaskórników). Spisek koncernów kosmetycznych!
Naukowcy od dziesiątek lat badali zjawisko "zapychających" kosmetyków i początkowo do tego celu wykorzystywano... uszy królika. Nakładano na nie przeróżne składniki kosmetyków i sprawdzano, czy powstają zaskórniki.
Przykładowy ranking "zapychaczy"
Po analizie króliczych uszu naukowcy nadawali danej substancji cyfrę od 0 do 5, im wyższy numer, tym bardziej zaskórnikotwórczy był składnik.
0 - niekomedogenny
1 - nieznacznie komedogenny
2-3 - umiarkowanie komedogenny
4-5 - bardzo komedogenny
Czy testy na króliczych uszach są coś warte?
Są warte niewiele.
Ujścia mieszków włosowych ("pory") u ludzi są zdecydowanie mniejsze niż analogiczne struktury na uszach królika. Zwierzęcy model jest więc bardziej wrażliwy na "zapychanie", ponieważ substancje o dużej masie cząsteczkowej mogą w niego głębiej wniknąć i spowodować powstanie zaskórników, co akurat nie zaszłoby u człowieka. Z drugiej strony ta duża wrażliwość może być atutem, bo prawdopodobnie pozwala na wykrycie substancji, które są absolutnie pozbawione zdolności "zapychających".
Mamy też tutaj aspekt etyczny, drodzy wegetarianie i weganie. Mamy rok 2017, jakiekolwiek testy na zwierzętach są ograniczane jak tylko jest to możliwe.
A może w takim razie zbadać to zjawisko na ludziach? Można, jeszcze jak!
Problem z testami na ludziach jest taki, że badane substancje nakłada się na skórę... pleców. Obszar ten różni się od skóry twarzy, a przecież to tam "zapychanie" jest dla nas najbardziej kłopotliwe. Żeby takie badanie miało większy sens, to musiałoby w nim brać udział bardzo wiele osób, a nie tylko garstka ochotników, którzy na dodatek często mają skłonność do przetłuszczania się cery i powstawania zaskórników! Efekt? Fałszywe wyniki pozytywne.
Powyższe metody mają jeszcze jedną poważną wadę - badają pojedyczny składnik, zamiast całej, gotowej formuły kosmetyku. Czysta substancja może powodować powstawanie zaskórników, natomiast w produkcie końcowym występuje w stężeniu 25 czy 10% i jest totalnie bezpieczna.
Cóż jest trucizną? Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną (łac. Dosis facit venenum).
~ Kim Kardashian
Podczas moich przygód kosmetologicznych miałem tylko jedną sytuację, gdy zacząłem wierzyć w komedogenne kosmetyki. Używałem wtedy kremu, który pogorszył stan mojej cery w bardzo krótkim czasie, a robiłem do niego kilka podejść. Przejrzałem listę składników i wytypowałem jednego winowajce. Ten składnik jest dosyć mocno rozpowszechniony w kosmetykach (Caprylic/Capric Triglyceride).
Ostatecznie okazało się, że niesłusznie szkalowałem tą substancję, bo używałem później innych kosmetyków ją zawierających i nic złego mi się nie stało. Ba, niedawno kupiłem tamten krem ponownie i żadne negatywne reakcje nie wystąpiły.
Jak pewnie sami zdążyliście już wywnioskować - podchodzę bardzo sceptycznie do fenomenu "zapychania". Mam świadomość tego jakie normy muszą spełniać składniki, które później trafiają do kosmetyków. Wymagana jest czystość na poziomie wręcz farmaceutycznym.
Zamiast biegać z pochodniami i widłami po drogerii żeby powyżywać się na kosmetykach zawierających "powodujące powstawanie zaskórników" silikony czy parafinę, polecam skupić się na doborze odpowiedniej pielęgnacji, która unormuje procesy keratynizacji ujść mieszków włosowych. Co to oznacza? Mniej zaskóników i gładką skórę.
Oczywiście pomogę Wam przejść przez ten proces, wystarczy odwiedzać mnie i mojego bloga :)
Taką skargę słyszę najczęściej, gdy diagnozuję pacjentów podczas konsultacji kosmetologicznych. Nic w tym dziwnego, bo (uwaga banał) żyjemy w epoce wszechobecnego fotoszopa i upiększających filtrów instagramowo-snapczatowych, które nadają skórze nieskazitelny, nierealistyczny wygląd.
Ludzie próbują szukać w swoim otoczeniu czynników, które powodują zanieczyszczanie cery, żeby w miarę możliwości ich unikać. Kosmetyki zmieniamy dość często, tak samo dynamicznie zmienia się stan naszej skóry. Nic dziwnego, że powstała hipoteza o "zapychających" produktach pielęgnacyjnych. Wszystko było dobrze, aż tu nagle zmieniamy krem i dzieje się wielka tragedia, następnego dnia zauważamy nowych nieprzyjaciół na naszej skórze.
Plot twist: kosmetyk był oznaczony jako niekomedogenny (czyli "niezatykający", niepowodujący powstawania zaskórników). Spisek koncernów kosmetycznych!
Tyle tych tajemniczych składników, na pewno każdy zapycha! Na wszelki wypadek będę się traktował tylko hydrolatem... NIE! |
Naukowcy od dziesiątek lat badali zjawisko "zapychających" kosmetyków i początkowo do tego celu wykorzystywano... uszy królika. Nakładano na nie przeróżne składniki kosmetyków i sprawdzano, czy powstają zaskórniki.
Przykładowy ranking "zapychaczy"
Po analizie króliczych uszu naukowcy nadawali danej substancji cyfrę od 0 do 5, im wyższy numer, tym bardziej zaskórnikotwórczy był składnik.
0 - niekomedogenny
1 - nieznacznie komedogenny
2-3 - umiarkowanie komedogenny
4-5 - bardzo komedogenny
Czy testy na króliczych uszach są coś warte?
Są warte niewiele.
Ujścia mieszków włosowych ("pory") u ludzi są zdecydowanie mniejsze niż analogiczne struktury na uszach królika. Zwierzęcy model jest więc bardziej wrażliwy na "zapychanie", ponieważ substancje o dużej masie cząsteczkowej mogą w niego głębiej wniknąć i spowodować powstanie zaskórników, co akurat nie zaszłoby u człowieka. Z drugiej strony ta duża wrażliwość może być atutem, bo prawdopodobnie pozwala na wykrycie substancji, które są absolutnie pozbawione zdolności "zapychających".
Mamy też tutaj aspekt etyczny, drodzy wegetarianie i weganie. Mamy rok 2017, jakiekolwiek testy na zwierzętach są ograniczane jak tylko jest to możliwe.
A może w takim razie zbadać to zjawisko na ludziach? Można, jeszcze jak!
Problem z testami na ludziach jest taki, że badane substancje nakłada się na skórę... pleców. Obszar ten różni się od skóry twarzy, a przecież to tam "zapychanie" jest dla nas najbardziej kłopotliwe. Żeby takie badanie miało większy sens, to musiałoby w nim brać udział bardzo wiele osób, a nie tylko garstka ochotników, którzy na dodatek często mają skłonność do przetłuszczania się cery i powstawania zaskórników! Efekt? Fałszywe wyniki pozytywne.
Powyższe metody mają jeszcze jedną poważną wadę - badają pojedyczny składnik, zamiast całej, gotowej formuły kosmetyku. Czysta substancja może powodować powstawanie zaskórników, natomiast w produkcie końcowym występuje w stężeniu 25 czy 10% i jest totalnie bezpieczna.
Cóż jest trucizną? Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną (łac. Dosis facit venenum).
~ Kim Kardashian
Podczas moich przygód kosmetologicznych miałem tylko jedną sytuację, gdy zacząłem wierzyć w komedogenne kosmetyki. Używałem wtedy kremu, który pogorszył stan mojej cery w bardzo krótkim czasie, a robiłem do niego kilka podejść. Przejrzałem listę składników i wytypowałem jednego winowajce. Ten składnik jest dosyć mocno rozpowszechniony w kosmetykach (Caprylic/Capric Triglyceride).
Ostatecznie okazało się, że niesłusznie szkalowałem tą substancję, bo używałem później innych kosmetyków ją zawierających i nic złego mi się nie stało. Ba, niedawno kupiłem tamten krem ponownie i żadne negatywne reakcje nie wystąpiły.
Jak pewnie sami zdążyliście już wywnioskować - podchodzę bardzo sceptycznie do fenomenu "zapychania". Mam świadomość tego jakie normy muszą spełniać składniki, które później trafiają do kosmetyków. Wymagana jest czystość na poziomie wręcz farmaceutycznym.
Zamiast biegać z pochodniami i widłami po drogerii żeby powyżywać się na kosmetykach zawierających "powodujące powstawanie zaskórników" silikony czy parafinę, polecam skupić się na doborze odpowiedniej pielęgnacji, która unormuje procesy keratynizacji ujść mieszków włosowych. Co to oznacza? Mniej zaskóników i gładką skórę.
Oczywiście pomogę Wam przejść przez ten proces, wystarczy odwiedzać mnie i mojego bloga :)
Dzień dobry, cytat "Cóż jest trucizną? Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną" jest cytatem lekarza i przyrodnika żyjącego w XV wieku Paracelsusa, nie Kim Kardashian. Wydaje mi się, że należałoby to poprawić na naukowej stronie, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń