AA Skin Boost Koncentrat 8% Witamina C + Acerola - Kto dopuścił takiego bubla do sprzedaży?!
Przyszła pora na kolejny odcinek sagi o serum (serach? he he...) z witaminą C.
Kosmetyk marki Bielenda sprawdzał się całkiem nieźle, więc morałem tego posta będzie "przypuszczalnie lepsze jest wrogiem dobrego".
Cenię polskie marki, ale kosmetyki AA raczej nie gościły w moim pielęgnacyjnym arsenale. Składy nie powodowały u mnie poczucia motyli w brzuchu. Przyznaję, że pomysł promowania się na "anty-alergiczności" (stąd właśnie skrót stanowiący nazwę marki) jest warty pochwały z marketingowego punktu widzenia. Wielu konsumentów kosmetyków w Polsce uważa, że ich skóra jest wrażliwa i alergiczna, więc grzechem byłoby nie wykorzystać takiej okazji do napędzenia sprzedaży. Bolesna prawda jest taka, że "anty-alergiczność" ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, ponieważ praktycznie każdy składnik kosmetyczny może potencjalnie wywołać niepożądaną reakcję u wrażliwej osoby.
Sięgnąłem po produkt marki AA, gdy skończyłem buteleczkę serum Bielendy. Do wypróbowania nowego kosmetyku zachęcił mnie minimalistyczny design opakowania i jasna deklaracja co do stężenia witaminy C.
Jeśli chodzi o skład to poza etylowaną pochodną witaminy C (taka również występuje w serum Bielenda) znajdziemy również wyciąg z aceroli, która jest źródłem tej witaminy, więc powinna wzmocnić działanie tego składnika. Serum AA zawiera oleje roślinne z ogórecznika, ostropestu plamistego, więc zadba o prawidłowe nawilżenie skóry. Masło shea, skwalan, lecytyna, cholesterol i ceramidy dodatkowo zwiększają działanie nawilżające tego produktu. Serum zawiera olej palmowy, dla którego upraw wycina się całe lasy - z ekologicznego punktu widzenia dosyć kontrowersyjny składnik.
Analizując skład można dojść do wniosku, że serum AA Skin Boost będzie idealne dla posiadaczy suchej skóry, którzy chcą poczuć dobroczynne działanie witaminy C. Czar jednak pryska, gdy próbujemy nabrać produkt za pomocą dołączonej pipetki i nałożyć na twarz.
Wydobycie odpowiedniej dawki serum za pomocą pipety graniczy z cudem. Każde naciśnięcie gumowej części nabiera kropelki wielkości homeopatycznej. Po wielokrotnym "pompowaniu" pipety w końcu udało mi się wydobyć serum i nałożyć na skórę. To, co wypłynęło z pipety widzicie na zdjęciu powyżej.
Konsystencja kleistego rozwodnionego lukru, nasienia albo jakiegoś mącznego gluta. Nie zachęca do regularnego używania tego produktu.
Stosowanie tego kosmetyku to katorga. Wylewam serum na twarz każdego wieczora tonami, żeby szybko wykończyć ten produkt i wrócić do Bielendy. Kosmetyk powinien być nie tylko skuteczny, ale też przyjemny i łatwy w stosowaniu, ponieważ musimy stosować dany produkt regularnie żeby zobaczyć efekty. A przecież nie będziemy sumiennie stosować czegoś, co jest skrajnie nieprzyjazne i upierdliwe w obsłudze.
Werdykt? Omijajcie ten produkt, dopóki AA nie naprawi buteleczki z pipetą. Glutowatość można jeszcze przełknąć, ale to opakowanie to tragedia.
Skład: Aqua, Propylene Glycol, Pentylene Glycol, Glycerin, Hydroxyethylcellulose, 3-0-Ethyl Ascorbic Acid, Malpighia Punicifolia Fruit Extract, Glyceryl Behenate, Hydrogenated Palm Oil, Glyceryl Stearate Citrate, Borago Officinalis Seed Oil, Squalane, Ceramide NP., Butyrospermum Parkii Butter, Behenyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Stearic Acid, Palmitic Acid, Silybum Marianum Seed Oil, Cetyl Alcohol, Lecithin, Myristyl Alcohol, lauryl Alcohol, Tocopheryl Acetate, Cholesterol, Phenoxyethanol, Decylene Glycol, 1,2-Hexanediol, Ethylhexylglycerin, Xanthan Gum, Parfum.
Kosmetyk marki Bielenda sprawdzał się całkiem nieźle, więc morałem tego posta będzie "przypuszczalnie lepsze jest wrogiem dobrego".
Cenię polskie marki, ale kosmetyki AA raczej nie gościły w moim pielęgnacyjnym arsenale. Składy nie powodowały u mnie poczucia motyli w brzuchu. Przyznaję, że pomysł promowania się na "anty-alergiczności" (stąd właśnie skrót stanowiący nazwę marki) jest warty pochwały z marketingowego punktu widzenia. Wielu konsumentów kosmetyków w Polsce uważa, że ich skóra jest wrażliwa i alergiczna, więc grzechem byłoby nie wykorzystać takiej okazji do napędzenia sprzedaży. Bolesna prawda jest taka, że "anty-alergiczność" ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, ponieważ praktycznie każdy składnik kosmetyczny może potencjalnie wywołać niepożądaną reakcję u wrażliwej osoby.
Sięgnąłem po produkt marki AA, gdy skończyłem buteleczkę serum Bielendy. Do wypróbowania nowego kosmetyku zachęcił mnie minimalistyczny design opakowania i jasna deklaracja co do stężenia witaminy C.
Jeśli chodzi o skład to poza etylowaną pochodną witaminy C (taka również występuje w serum Bielenda) znajdziemy również wyciąg z aceroli, która jest źródłem tej witaminy, więc powinna wzmocnić działanie tego składnika. Serum AA zawiera oleje roślinne z ogórecznika, ostropestu plamistego, więc zadba o prawidłowe nawilżenie skóry. Masło shea, skwalan, lecytyna, cholesterol i ceramidy dodatkowo zwiększają działanie nawilżające tego produktu. Serum zawiera olej palmowy, dla którego upraw wycina się całe lasy - z ekologicznego punktu widzenia dosyć kontrowersyjny składnik.
Analizując skład można dojść do wniosku, że serum AA Skin Boost będzie idealne dla posiadaczy suchej skóry, którzy chcą poczuć dobroczynne działanie witaminy C. Czar jednak pryska, gdy próbujemy nabrać produkt za pomocą dołączonej pipetki i nałożyć na twarz.
Wydobycie odpowiedniej dawki serum za pomocą pipety graniczy z cudem. Każde naciśnięcie gumowej części nabiera kropelki wielkości homeopatycznej. Po wielokrotnym "pompowaniu" pipety w końcu udało mi się wydobyć serum i nałożyć na skórę. To, co wypłynęło z pipety widzicie na zdjęciu powyżej.
Konsystencja kleistego rozwodnionego lukru, nasienia albo jakiegoś mącznego gluta. Nie zachęca do regularnego używania tego produktu.
Stosowanie tego kosmetyku to katorga. Wylewam serum na twarz każdego wieczora tonami, żeby szybko wykończyć ten produkt i wrócić do Bielendy. Kosmetyk powinien być nie tylko skuteczny, ale też przyjemny i łatwy w stosowaniu, ponieważ musimy stosować dany produkt regularnie żeby zobaczyć efekty. A przecież nie będziemy sumiennie stosować czegoś, co jest skrajnie nieprzyjazne i upierdliwe w obsłudze.
Werdykt? Omijajcie ten produkt, dopóki AA nie naprawi buteleczki z pipetą. Glutowatość można jeszcze przełknąć, ale to opakowanie to tragedia.
Skład: Aqua, Propylene Glycol, Pentylene Glycol, Glycerin, Hydroxyethylcellulose, 3-0-Ethyl Ascorbic Acid, Malpighia Punicifolia Fruit Extract, Glyceryl Behenate, Hydrogenated Palm Oil, Glyceryl Stearate Citrate, Borago Officinalis Seed Oil, Squalane, Ceramide NP., Butyrospermum Parkii Butter, Behenyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Stearic Acid, Palmitic Acid, Silybum Marianum Seed Oil, Cetyl Alcohol, Lecithin, Myristyl Alcohol, lauryl Alcohol, Tocopheryl Acetate, Cholesterol, Phenoxyethanol, Decylene Glycol, 1,2-Hexanediol, Ethylhexylglycerin, Xanthan Gum, Parfum.
Komentarze
Prześlij komentarz